Weź mnie na trawęJuż sam tytuł obszernego tomu Romany Cegielnej-Szczuraszek ujawnia jego główny żywioł. Kontro-wers. Zapis sprzeczności, napięć i osobliwości rzeczywistości. Zarazem zaczepne, prowokujące gry z napięciami ukrytymi w języku za fasadą jego potocznego użytku.
Autorka podsłuchuje język za kulisami, szuka śmieszności, obłudy, teatralnych chwytów i uników, aby wydobyć je, obnażyć i bez wstydu zdemaskować. Kontrowersja dotyka i języka, i jego użytkowników, i wreszcie samej zapisującej. Jej wydaje się to konieczne dla swoistego uwolnienia tłumionych emocji,przekroczenia granic normy, a nawet podważenia wiarygodności owej normy. Okazuje się bowiem, że język wykorzystany do zbudowania społecznych hierarchii, kodeksów, reguł, obyczajowych cenzur łatwo staje się narzędziem odbierania wolności wyrazu. Blokuje, tłumi, wywiera szkodliwą presję, wysusza lub deprecjonuje namiętności, oddala od marzeń i skazuje na przeciętną nijakość. Izoluje także od prawdy zmysłowego odczuwania, pozwalając jedynie na naskórkowe przeżycia i równie płytkie ich rozumienie.Nie są to oczywiście odkrycia, jednak próby naruszenia czy ośmieszenia tej systemowej opresji są i będą nieustannie potrzebne. Autorka sięga w tym celu do popularnych metod paradoksu, sarkazmu, przekory, kpiny, karykatury, językowego żartu, kalamburu, efektu nadmiaru, antropomorfizacji popularnych słów abstrakcyjnych, rymowanych manifestów. Próbuje zdejmować „zły urok” z wulgaryzmów, które oswajają codzienne skrajne emocje, obnażają teatralność i wymuszoną poprawność językowej normy. Są też „zmysłowo” prawdziwe, ponieważ oddają autentyczność i niemoc wyrażenia „legalnym słowem” pewnych stanów, a jednocześnie przynoszą szczególną ulgę.Innym, równie znanym sposobem obnażania językowej normy są wynalazki słowne. Lepienie nowych form z fragmentów starych, przekształcanie tych dawno utrwalonych, które „zasiedziały się” w języku albo same domagają się odświeżenia lub sprowokowania. Presja językowej normy jest tak silna, że autorka na skrzydełku zbioru „tłumaczy się” z tych wynalazków, zastrzegając, że zależy jej na wzbogaceniu przekazu i zwielokrotnianiu możliwych odczytań. Świadczy to także otym, że jesteśmy na wczesnym etapie rewizji językowej normy. Dopóki kontrowersje wzbudzają kontrowersje, wielopokoleniowe schematy nazywania emocji, myśli i uczuć pozostają dominujące.Niezależnie od tego w każdym czasie język niejako „sam z siebie” przechowuje niezliczone kontrowersje, niespodzianki, odkrycia i niedorzeczności. Każde ich wydobycie pozwala na zmiany perspektywy i przypomina o naturalnej wieloznaczności życia. Dzieje się tak na przykład tutaj: dzisiejsza miłość niedzisiejsza/wczorajsza w teraźniejszości – dzisiejsza bardziej/my zagubieni chcąc nadążyć za „teraz”/odnalezieni w nieistotnym pośród aktualnego (-”-) czy tutaj: po nocy/pomocy!/ku pomocy/bądź/przybądź/bądź mi/ku mnie/do mnie/domniemanie/dom – nie (ku). Zestawienie skojarzeń i rytuałów z różnych porządków (religijnych, obyczajowych, rodzinnych, relacyjnych) uświadamia, że nieustanne nazywanie jest ludzką próbą oswajania mnogości wrażeń, odczuć, stanów i potrzeb. Jest także próbą „sklejania” rozpraszanych codziennie części siebie, „zebrania się do kupy”. Czasem udaje się taka chwila i natychmiast umyka.Autorka jest także pewna stwarzającej mocy języka. Traktuje ją nadzwyczaj poważnie, jak organiczną energię życia. Słowa pomyślane i wypowiadane w złej wierze powracają. Dlatego należy obchodzić się z nimi „ostrożniej” (tytuł wiersza): Myśl i artykułuj z uwagą/wszystko zatem, co chcesz afirmować,/bo jedną prośbą w kosmos wysłaną/możesz tysiące zła adoptować. Trzeba także pamiętać o złożoności najważniejszych uczuć, żeby nie ranić bliskiej
osoby czernią i bielą słów, a przynajmniej tych dwóch pożądliwych kolorów nie nadużywać: tu i czarno na białym/i szaro na burym//i daltoniści uczuć/nie odróżniający/czerwieni miłości/od zieleni fascynacji kuszącej (system abstrakcji).Zderzają się więc dwie postawy wobec języka. Jedna demaskująca jego złowrogie cenzurowanie i druga wyznająca wiarę w jego kreacyjną siłę. Ta druga jest związana ze statusem, jaki nadaje swojej podmiotce autorka zarówno w tekstach, jak w wypowiedziach prywatnych. To status wiedźmy, kobiety „wiedzącej”, zdolnej do odprawiania czarów, mającej dostęp do ukrywanej sfery rzeczywistości. I zarazem kulturowo „przeklętej”, uznanej za niebezpieczną, deprawującą iwreszcie wykluczoną ze społeczeństwa. Także wygnaną poza granice normy. Topos wiedźmy odżywa dziś za sprawą rewizji androcentryzmu i patriarchalnych wzorców kulturowych. Bywa także pojemnym schronieniem przed ostracyzmem, presją większości, wykluczeniem obyczajowym czy społecznym. Autorka sięga po ten wizerunek także po to, by bronić się przed emocjonalnymi i uczuciowymi ranami, które opornie się goją i nie dają o sobie zapomnieć: nieroztropnie wstałeślewą nogą/ z mego życia/Kapturek odgryzie ci nogę w podzięce/babcia zbezcześci pamięć o tobie/wilk rozszarpie twoje resztki przyszłości/a każdy kolejny gajowy będzie złorzeczył/i straszył twoje próby normalności (lewą nogą).Być może najważniejsza kontrowersja rozgrywa się właśnie między dwojgiem ludzi, którzy bezskutecznie usiłują zatrzymać swoją bliskość. Wyrwać ją z kamiennych objęć normy i poprawności. Jedynym sposobem, aby to osiągnąć, jest przekroczenie siebie, a dokładniej: „wyhodowanej” czy „unormowanej” wersji siebie: a gdy już przyjdzie ci odejść/nie ode mnie odchodź/odejdź od zmysłów/wyjdź z siebie/tylko po to by znaleźć sposób/by nie odchodzić ode mnie//zdejmij buty schematów/bądź wynalazcą machiny ponadczasu/by nie odchodzić ode mnie (nieodejście).To nie tylko zdjęcie butów, ale i całej odzieży krępującej autentyczne pragnienia. Obnażenie umożliwi zbliżenie i połączenie. I może nawet mowa przestanie być potrzebna: weź mnie na trawę/bez zaproszenia mnie weź/za rękę/tak po prostu//nic nam nie potrzeba/mam strój do opalania uszyty z przyjaźni/w tym podobam ci się najbardziej//pójdziemy na trawę wyłożyć swój brak oczekiwań/póki ciepło/póki jeszcze słońce/póki chcesz mnie zabrać/póki ja chcę być brana (trawa).Być może kontro-wers jest właśnie takim spontanicznym wypadem na trawę: czasem rozgadaniem, czasem niewymawianiem, obejmowaniem i uciekaniem, „czymś takim” i „niczym takim”: czegoś tu nie ma/czyli: jest nic/nie ma (-”-). A może kontro-wers jest „dla”: nie rzucę całego świata dla ciebie/ale jeśli będziesz mnie potrzebować/to rzucę wszystko żeby ci pomóc. A może kontro-wers to jedno hasło (od czego i do?): a gdy tylko krzykniesz hasło/ja z drobinek się w całość skleję/wiem że stawać się będzie to rzadko/coraz częściej – mam taką nadzieję.
Autorka podsłuchuje język za kulisami, szuka śmieszności, obłudy, teatralnych chwytów i uników, aby wydobyć je, obnażyć i bez wstydu zdemaskować. Kontrowersja dotyka i języka, i jego użytkowników, i wreszcie samej zapisującej. Jej wydaje się to konieczne dla swoistego uwolnienia tłumionych emocji,przekroczenia granic normy, a nawet podważenia wiarygodności owej normy. Okazuje się bowiem, że język wykorzystany do zbudowania społecznych hierarchii, kodeksów, reguł, obyczajowych cenzur łatwo staje się narzędziem odbierania wolności wyrazu. Blokuje, tłumi, wywiera szkodliwą presję, wysusza lub deprecjonuje namiętności, oddala od marzeń i skazuje na przeciętną nijakość. Izoluje także od prawdy zmysłowego odczuwania, pozwalając jedynie na naskórkowe przeżycia i równie płytkie ich rozumienie.Nie są to oczywiście odkrycia, jednak próby naruszenia czy ośmieszenia tej systemowej opresji są i będą nieustannie potrzebne. Autorka sięga w tym celu do popularnych metod paradoksu, sarkazmu, przekory, kpiny, karykatury, językowego żartu, kalamburu, efektu nadmiaru, antropomorfizacji popularnych słów abstrakcyjnych, rymowanych manifestów. Próbuje zdejmować „zły urok” z wulgaryzmów, które oswajają codzienne skrajne emocje, obnażają teatralność i wymuszoną poprawność językowej normy. Są też „zmysłowo” prawdziwe, ponieważ oddają autentyczność i niemoc wyrażenia „legalnym słowem” pewnych stanów, a jednocześnie przynoszą szczególną ulgę.Innym, równie znanym sposobem obnażania językowej normy są wynalazki słowne. Lepienie nowych form z fragmentów starych, przekształcanie tych dawno utrwalonych, które „zasiedziały się” w języku albo same domagają się odświeżenia lub sprowokowania. Presja językowej normy jest tak silna, że autorka na skrzydełku zbioru „tłumaczy się” z tych wynalazków, zastrzegając, że zależy jej na wzbogaceniu przekazu i zwielokrotnianiu możliwych odczytań. Świadczy to także otym, że jesteśmy na wczesnym etapie rewizji językowej normy. Dopóki kontrowersje wzbudzają kontrowersje, wielopokoleniowe schematy nazywania emocji, myśli i uczuć pozostają dominujące.Niezależnie od tego w każdym czasie język niejako „sam z siebie” przechowuje niezliczone kontrowersje, niespodzianki, odkrycia i niedorzeczności. Każde ich wydobycie pozwala na zmiany perspektywy i przypomina o naturalnej wieloznaczności życia. Dzieje się tak na przykład tutaj: dzisiejsza miłość niedzisiejsza/wczorajsza w teraźniejszości – dzisiejsza bardziej/my zagubieni chcąc nadążyć za „teraz”/odnalezieni w nieistotnym pośród aktualnego (-”-) czy tutaj: po nocy/pomocy!/ku pomocy/bądź/przybądź/bądź mi/ku mnie/do mnie/domniemanie/dom – nie (ku). Zestawienie skojarzeń i rytuałów z różnych porządków (religijnych, obyczajowych, rodzinnych, relacyjnych) uświadamia, że nieustanne nazywanie jest ludzką próbą oswajania mnogości wrażeń, odczuć, stanów i potrzeb. Jest także próbą „sklejania” rozpraszanych codziennie części siebie, „zebrania się do kupy”. Czasem udaje się taka chwila i natychmiast umyka.Autorka jest także pewna stwarzającej mocy języka. Traktuje ją nadzwyczaj poważnie, jak organiczną energię życia. Słowa pomyślane i wypowiadane w złej wierze powracają. Dlatego należy obchodzić się z nimi „ostrożniej” (tytuł wiersza): Myśl i artykułuj z uwagą/wszystko zatem, co chcesz afirmować,/bo jedną prośbą w kosmos wysłaną/możesz tysiące zła adoptować. Trzeba także pamiętać o złożoności najważniejszych uczuć, żeby nie ranić bliskiej
osoby czernią i bielą słów, a przynajmniej tych dwóch pożądliwych kolorów nie nadużywać: tu i czarno na białym/i szaro na burym//i daltoniści uczuć/nie odróżniający/czerwieni miłości/od zieleni fascynacji kuszącej (system abstrakcji).Zderzają się więc dwie postawy wobec języka. Jedna demaskująca jego złowrogie cenzurowanie i druga wyznająca wiarę w jego kreacyjną siłę. Ta druga jest związana ze statusem, jaki nadaje swojej podmiotce autorka zarówno w tekstach, jak w wypowiedziach prywatnych. To status wiedźmy, kobiety „wiedzącej”, zdolnej do odprawiania czarów, mającej dostęp do ukrywanej sfery rzeczywistości. I zarazem kulturowo „przeklętej”, uznanej za niebezpieczną, deprawującą iwreszcie wykluczoną ze społeczeństwa. Także wygnaną poza granice normy. Topos wiedźmy odżywa dziś za sprawą rewizji androcentryzmu i patriarchalnych wzorców kulturowych. Bywa także pojemnym schronieniem przed ostracyzmem, presją większości, wykluczeniem obyczajowym czy społecznym. Autorka sięga po ten wizerunek także po to, by bronić się przed emocjonalnymi i uczuciowymi ranami, które opornie się goją i nie dają o sobie zapomnieć: nieroztropnie wstałeślewą nogą/ z mego życia/Kapturek odgryzie ci nogę w podzięce/babcia zbezcześci pamięć o tobie/wilk rozszarpie twoje resztki przyszłości/a każdy kolejny gajowy będzie złorzeczył/i straszył twoje próby normalności (lewą nogą).Być może najważniejsza kontrowersja rozgrywa się właśnie między dwojgiem ludzi, którzy bezskutecznie usiłują zatrzymać swoją bliskość. Wyrwać ją z kamiennych objęć normy i poprawności. Jedynym sposobem, aby to osiągnąć, jest przekroczenie siebie, a dokładniej: „wyhodowanej” czy „unormowanej” wersji siebie: a gdy już przyjdzie ci odejść/nie ode mnie odchodź/odejdź od zmysłów/wyjdź z siebie/tylko po to by znaleźć sposób/by nie odchodzić ode mnie//zdejmij buty schematów/bądź wynalazcą machiny ponadczasu/by nie odchodzić ode mnie (nieodejście).To nie tylko zdjęcie butów, ale i całej odzieży krępującej autentyczne pragnienia. Obnażenie umożliwi zbliżenie i połączenie. I może nawet mowa przestanie być potrzebna: weź mnie na trawę/bez zaproszenia mnie weź/za rękę/tak po prostu//nic nam nie potrzeba/mam strój do opalania uszyty z przyjaźni/w tym podobam ci się najbardziej//pójdziemy na trawę wyłożyć swój brak oczekiwań/póki ciepło/póki jeszcze słońce/póki chcesz mnie zabrać/póki ja chcę być brana (trawa).Być może kontro-wers jest właśnie takim spontanicznym wypadem na trawę: czasem rozgadaniem, czasem niewymawianiem, obejmowaniem i uciekaniem, „czymś takim” i „niczym takim”: czegoś tu nie ma/czyli: jest nic/nie ma (-”-). A może kontro-wers jest „dla”: nie rzucę całego świata dla ciebie/ale jeśli będziesz mnie potrzebować/to rzucę wszystko żeby ci pomóc. A może kontro-wers to jedno hasło (od czego i do?): a gdy tylko krzykniesz hasło/ja z drobinek się w całość skleję/wiem że stawać się będzie to rzadko/coraz częściej – mam taką nadzieję.
Adam Buszek